poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział I

      - Drugi tunel idioto! Są w Drugim!- krzyczałam zadyszana biegając na oślep po starej sieci tunelów.
Jak ja mogłam byś taka bezmyślna i je wypuścić?! Szczyt głupoty! Szefowa mnie zabije, zje, wypluje, zakopie, odkopie i znowu zabije! Takie myśli chodziły mi po głowie przez cały czas, do momentu, gdy usłyszałam krzyk. Spojrzałam gwałtownie na swojego towarzysza, do którego przed chwilą krzyczałam. Odgłos dochodził z Dwójki. Miałam racje, jak zawsze. Podeszłam szybko w stronę ściany i wymacałam alarm. Zbiłam szybkę nożem i nacisnęłam guzik. Chwyciłam się za uczy słysząc wycie syren. Zauważyłam, że mój towarzysz zrobił to samo. Po chwili mogłam opuścić ręce, bo dźwięk stał się znośny dla uszu. W korytarzu między Dwójką, a Trójką pojawił się tabun ludzi. Biegli do schronu. W tłumie ujrzałam Billa i Emilly, oni również nas zobaczyli.
- Macie broń?- zapytałam, próbując przekrzyczeć dźwięk alarmu.
W odpowiedzi oboje spojrzeli na futerały pistoletów, które mieli przy spodniach. Całą czwórką ruszyliśmy w stronę Dwójki. Zbiegałam ze schodów, omijając kilka. Po niecałej minucie oczom ukazał mi się ogromny budynek mojej szkoły. Stary, kiedyś biały, teraz pożółkły gmach. Przypominał trochę dom rodziny Adamsów, ale w wersji XXL. Ogromne okna z powybijanymi szybami. Spróchniałe schody, które wyglądają jak by miały zaraz runąć. Kolce na dachu i masywne wejście główne. Zawsze bałam się tego miejsca.
- Ruszaj się kobieto!- z zamyślenia wyrwał mnie Nathan.- Chcesz teraz zginąć?
Pokręciłam przecząco głową i przełknęłam głośno ślinę. Wolnym krokiem podeszliśmy do drzwi. Ponownie usłyszałam krzyk. Kurwa nie chcę tam wchodzić. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec w stronę wyjścia z Dwójki. Ktoś biegł za mną. Przyśpieszyłam, ale to nic nie dało, bo Nathan był już obok mnie. Mocno, za mocno, chwycił mnie za rękę.
- Jaja sobie robisz Joy? Najpierw, do jasnej cholery, wypuszczasz to gówno, a teraz boisz się spojrzeć im w oczy, gdy nie są za kratkami? Opanuj się, masz z nimi styczność co dzień! Pilnujesz ich! Nieudolnie, ale to robisz. Nie wykręcaj się, tylko wróć i się ogarnij! Jak tego nie zrobisz, zabije Cię szefowa albo ja.- ostatnie zdanie powiedział tak cicho, że ledwo je usłyszałam.
Dobra najwyżej zginę, ważne że nie z rąk szefowej... Z zawahaniem wróciłam do szkoły. Nogi miałam jak z waty, czułam że zaraz upadnę, popłacze się i zginę. No cóż, sama się o to prosiłam, ale może dzięki temu incydentowi zmienią mi posadę w RTM'ach. Otworzyłam gwałtownie drzwi i wbiegłam do środka. Zobaczyłam to. Stworzenie wielkości człowieka, ale zupełnie inne. Ich twarz różniła się od naszych. Oczy były białe, wyglądały jakby nie miały tęczówek, była tylko mała źrenica. Nos wyglądał jak u Lindsay Lohan, ale po bardzo nieudanej operacji. Usta, natomiast miały zszyte. Ich ciała były pokryte czymś w rodzaju śluzu. Podsumowując... Ohyda, no ale cóż, tak chyba jest zawsze. Każą Ci kogoś pilnować, nie mówią kogo, myślisz sobie: O może jakiś ładny, niegrzeczny facet się trafi. A tu norma, obrzydliwe stwory. Na domiar złego, nazwali je pieszczotliwie Zbłąkani. Uroczo. Zobaczyłam, że jeden Zbłąkany rzuca się na mnie. Z krzykiem odskoczyłam na bok i odwróciłam się w stronę stwora, który wybiegł na dwór. Pobiegłam za nim. Wyciągnęłam pistolet z kabury i oddałam dwa strzały. Pierwszy przeleciał obok ucha Zbłąkanego, a drugi trafił w tył głowy. Upadł na ziemię, a ja razem z nim. Nigdy w życiu nikogo i niczego nie zabiłam. Czułam się okropnie. Wiedziałam, że to stworzenie jest złe, ale to jednak żyło. Z drugiej strony mogło komuś zrobić krzywdę, a ja je zabiłam i nic nikomu nie zrobi. Zawsze jest druga strona medalu. Poczułam na swoich ramionach czyjeś dłonie. Odwróciłam się i zobaczyłam Billa.
- Wszystko okej?- nie czekając na moją odpowiedź podniósł mnie i wprowadził do szkoły.
Przy wejściu leżała trójka, ledwo żywych Zbłąkanych. Dwójka została postrzelona w kolano, a trzeci w stopy. Szkoda mi się ich zrobiło, gdy zobaczyłam ten ból w ich oczach. Na swój sposób były miłe. Spędzałam z nimi pół dnia. Zawsze po szkole od razu szłam do pracy, która polegała na pilnowaniu ich. Czasami nawet z nimi rozmawiałam, w sumie to prowadziłam monolog. Nie odpowiadały, ale widziałam, że rozumiały. Mimo tego, nadal mam nadzieję, że zmienią mi pracę. Przeszłam obok Zbłąkanych i ruszyłam w stronę gabinetu dyrektorki, by skorzystać z telefonu. By dostać się do jej pokoju, trzeba było się trochę namęczyć. Schodami w górę, lewy korytarz, trzecie drzwi, prosto i schodami w dół. Potem znowu w lewo i szóste drzwi po prawej. Nie często bywam u dyrektorki. Z reguły nic nie robię złego, dlatego gdy tylko znajdę sposobność by przyjrzeć się jej gabinetowi, robię to. Pomieszczenie średniej wielkości z ogromnymi oknami, o dziwo całymi. Butelkowa zieleń na ścianach i ciemna dębowa podłoga. Na ścianach widniały zdjęcia i dyplomy szkoły. Po prawej stronie od drzwi stała gablota z pucharami. Chciałam podejść do niej, by przyjrzeć się w czym nasza szkoła była dobra. W ostatniej chwili przypomniałam sobie, że nie ma innych szkół pod ziemią. Nasza szkoła miała tylko między klasowe rozgrywki. No cóż, życie pod ziemią  ma swoje plusy i minusy. Odwróciłam się i podeszłam do biurka. Chwyciłam telefon i wykręciłam numer.
- Centrum dowodzenia RTM. Słucham?- mówił do mnie miły głos kobiety, niestety wiedziałam do kogo należy.
- Holly? Znaczy szefowo. Mamy w szkole trzech rannych Zbłąkanych i jednego martwego. Potrzebuję kogoś, kto po nie przyjdzie i przetransportuje do Dwudziestki.
- A dowiem się jakim cudem one znalazły się w szkole?- zapytała spokojnie, lecz wiem, że jest ogromnie zła. Ona nigdy nie okazuje emocji.
- A czy to ważne?- powiedziałam speszona i odłożyłam słuchawkę.
Byłam w stu procentach pewna, że dziś jest mój ostatni dzień w RTM'ach. Wróciłam do przyjaciół i zobaczyłam, że Zwodnicy już są. Zwodnicy to ludzie, którzy zajmują się tropieniem i zamykaniem Zbłąkanych. Szukają ich zazwyczaj w Dwudziestce- jedynce, to jest tunel niedostępny dla zwykłych ludzi jak ja czy Nathan. Natomiast Bill i Emilly są początkującymi Zwodnikami i wiedza jak jest w zakazanych miejscach. Niestety, nic nie mogą powiedzieć, przysięga Zwodnika. Jak tu trafiłam, czyli około trzy lata temu, marzyłam o byciu Zwodnikiem. Teraz chcę być jak najdalej od tej pracy. Niby dobrze płacą, ale jak patrzę na ilość zgonów w tym przedziale... Pięć na dziesięć Zwodników umiera podczas tropienia, a siedem na dziesięć podczas walki. Cud, że my jeszcze żyjemy. Te sztuki były bardzo łagodne z powodu długiego pobytu poza stadem, jakbym trafiła na dzikich Zbłąkanych, już by mnie tu nie było.
- Holly chce was widzieć. Jeśli któreś jest ranne idzie ze mną do szpitala, reszta za Samem do szefowej.- niski męski głos wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam Christophera. Serce zabiło mi szybciej, gdy zobaczyłam te piękne, błękitne oczy. Chris był moim ideałem, ale niestety za wysoka liga. Umięśnione i wyrzeźbione ciało, kruczo czarne włosy. Najbardziej co mi się w nim podobało, to blizna zaczynająca się na brodzie i ciągnąca się do brwi. Miała swój urok i nadawała mu charakter. Z tą ligą mówiłam poważnie. W RTM'ach był podział na ligi. Ja byłam w szóstej- średnio zamożni i brak talentu. On, natomiast był w drugiej- zamożność i Zwodnik doświadczony. Panowała tu zasada, że nie wolno łączyć dwóch różnych lig. Związki tylko ze swoim przedziałem. Po wyjściu z RTM'ów dopiero można było żyć normalnie. RTM to organizacja szukająca młodzieży, która może żyć w tunelach i szukać Zbłąkanych, by one nie wydostały się na powierzchnie. Dostałam się tu jak miałam trzynaście lat, wyjdę stąd gdy skończę dwadzieścia jeden. RTM to skrót od Rzekomej Trudnej Młodzieży. Po skończeniu trzynastego roku życia, nasi rodzice dostają list i muszą nas tu wysłać. Organizacja jest tajna, więc znajomym mówią, że wysłano nas do Ośrodka dla trudnej młodzieży. Zgaduję, że moim rodzicom nie było łatwo wmówić znajomym, że trafiłam do TM. Zawsze byłam grzeczną, po układaną dziewczynką, która była wolontariuszką w każdej możliwej akcji. Przez pierwszy rok dostawaliśmy listy od rodziców, by łatwiej przywyknąć do nowego życia. Pisali mi ciągle to samo:
         Skarbie, kochamy Cię! Jest nam smutno bez Ciebie. Twój śmiech był dla nas ukojeniem, a teraz go nie ma. Tu na powierzchni źle się dzieje, dlatego dobrze, że Ty jesteś bezpieczna.
Gdy dostałam ostatni list od nich było dodane tylko:
Żegnaj księżniczko.
Ani razu w liście się ze mną nie pożegnali, tylko w tym ostatnim. Nie wiem co z nimi teraz jest, jak się czują i czy w ogóle żyją. Brakuje mi uśmiechów mojej mamy, uścisków taty i ich miłości. Oni podobno też byli w RTM'ach. Zwodnicy doświadczeni, pewnie chcieliby bym była taka jak oni, ale tak nie będzie. Potrząsnęłam głową, ponieważ poczułam napływające łzy. Płakanie jest dla słabych, a ja nie chcę na taką wyjść. Rozejrzałam się i dopiero teraz sobie uświadomiłam, że czekamy przed Salą obrad w Piętnastce. Czyżby za tymi drzwiami czekał mnie wyrok śmierci. Czas pokaże.